środa, 13 maja 2015

O motywacji i jednorożcu

Ciężko mi. Ciężko mi, ponieważ schrzaniłam ten rok totalnie. Nie osiągnęłam wiele i na pewno niczego, co można by zamieścić na świadectwie. Oceny mam słabe, egzaminy poszły mi w najlepszym wypadku przeciętnie. A liceum... Cóż, liczę na moc odwołań. Tylko dlaczego? Tak strasznie obiecywałam sobie, że się za to zabiorę. Niestety, na obietnicach się skończyło. Nie bardzo potrafię to wytłumaczyć, ale przez większość czasu czułam na sobie jakąś presję. Dobijało mnie to tak bardzo, ale silniejsze było lenistwo. A przynajmniej wydawało mi się, że to lenistwo. Ale później zdałam sobie sprawę, że zwyczajnie przestało mi zależeć. Chciałam dobrego liceum, chciałam wysokie oceny, chciałam osiągnięć, ale kiedy miałam możliwość, nie wykorzystywałam jej. Miałam ją kompletnie gdzieś. Pisałam z ciocią jakiś czas temu. Nazwała ten stan "wypaleniem się". Słyszałam o tym wcześniej i wydawało mi się to dość abstrakcyjnym pojęciem. Nie wiedziałam wtedy, że to całkiem poważny problem. Ale teraz wiem. I to od jakichś dwóch lat, jak się okazuje. I jak tak sobie nad tym myślałam troszkę głębiej, to chyba udało mi się dotrzeć do genezy: nie robiłam tego dla siebie. Prawda jest taka, że nigdy nie lubiłam się uczyć, ewentualne dobre oceny brały się głównie z douczania na przerwach lub zainteresowania danym tematem na tyle, by wiedza z lekcji z łatwością się na niej przyswoiła.  Nie ułatwiali mi nauki niektórzy nauczyciele, ani rodzice, którzy oczekiwali całkiem sporo, ale kiedy przychodziłam do nich z problemem dotyczącym chemii czy fizyki, to umywali ręce z tekstem "wygoogluj sobie". Właściwie nie mam im tego za złe, tylko dlaczego wydaje im się, że będzie chciało mi się tego uczyć, skoro oni sami nie są zainteresowani tą wiedzą i nie potrafią mi pomóc? Materiał ucznia gimnazjum nie jest prosty. Musiałabym poświęcić dużo czasu, by być orłem we wszystkich przedmiotach. Ale to niemożliwe. Nie uczę się. Zdarzały się pojedyncze przypadki i nic poza tym. Kompletne zero motywacji. Chciałabym odnaleźć radość w rozumieniu i przyswajaniu tego, co zrozumieć i przyswoić muszę ze zwykłego obowiązku. Powinnam ją znaleźć dla samej siebie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku mi się powiedzie.
A propos motywacji, to straciłam ją również na paru innych ścieżkach życia. Ostatnio nieco mniej entuzjastycznie podchodzę do tańca. Wciąż uwielbiam, ale jednak czuję w środku takie coś... takie "nie chce mi się". Tu znowu wybawieniem będą wakacje. Czekam na nie z niecierpliwością, bo one będą moją odskocznią. Pozwolą się trochę zdystansować i w następnym roku szkolnym podejść do życia na nowo. Rozumiesz, takie oczyszczenie. Kto wie, może znowu będę częściej dodawać notki... Bo do pisania też zapału nie mam. Chwilami zdarzało mi się myśleć, że całe to przedsięwzięcie nie ma żadnego sensu. Że nie ma tu nic ode mnie, co zainteresowałoby większość trafiających tu czytelników. Stąd długa przerwa. Nawet miałam małe spięcie z chłopakiem i właściwe wyjaśnienie tej sytuacji sprawiło, że to piszę i mam na to ochotę. Wiem też, że Fmo czekała na nowy post - to także dla Ciebie, złotowłosa :))
A tak całkowicie z innej beczki... Prowadziłam niedawno z ciocią pogawędkę na temat pewnej ilustracji:

Zabawne, prawda? Powiedz czemuś, co nie istnieje, żeby w siebie uwierzyło. Ciężko o to w naszym społeczeństwie z naszą mentalnością. Przecież my w niego nie wierzymy, jak on sam ma więc wierzyć w siebie? Ale czy jeśli uwierzy w siebie, to będzie mógł zaistnieć w naszej rzeczywistości? Ciocia stwierdziła, że nie wie i nie ma pojęcia, czy jest to dla niego istotne, lecz liczy, że nie jest. Ale może ten jednorożec jest tylko urojeniem pana w okularach? Jeśli jest, to czy istnieje dla niego możliwość wiary w siebie i osiągania wielkich rzeczy jeśli on w całości zależy od stwórcy, który głęboko w środku wie, że jednorożce racji bytu nie mają? W odpowiedzi dostałam podchwytliwe pytanie: "a kto ustala rację bytu?". Stwierdziłam, że każdy sam sobie, jednak są pewne granice, a jednorożec poza nimi. Czy jeśli jest tworem wyobraźni, to ma możliwość wiary w siebie? - tym pytaniem ciocia zmusiła mnie na odpowiedź na własne pytanie, bo identyczne zadałam wcześniej."Jeśli jest tworem wyobraźni, to sam w sobie możliwości takiej nie ma, bo nie istnieje w rzeczywistości. Taką możliwość może mu nadać jedynie jego stwórca", odpisałam. "Czy przyzwolenie jednorożcowi na wiarę w siebie nie będzie po prostu wiarą stwórcy w nieistniejące jednorożce?"
Chyba będę studiować filozofię. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za każdy komentarz i obserwację :)