Nie widzę Cię. A jednak jesteś. Stoisz tu, zaraz obok mnie –
czuję to. Ale jesteś widmem, toteż masz tę możliwość trzymania mnie za serce.
Prawie bezustannie ściskasz je, tłamsisz, jakbyś wciąż się stresowała. Czyżbyś
się bała, że Cię opuszczę?
Jesteś ze mną od wielu lat, nie pamiętam, od kiedy dokładnie
(niech Cię to jednak nie zmyli – po prostu mam krótką pamięć). Skrywasz moje
emocje, kisisz sekrety. Zazdrośnie strzeżesz mnie przed żywym i kolorowym światem
zewnętrznym: pełnym absurdalnych, ale radosnych działań moich rówieśników. Ty dajesz
do zrozumienia, że chronisz moją delikatną strukturę duszy przed
niebezpieczeństwem głębokiego zranienia. Często kombinujesz na boku ze swoimi koleżkami,
arogancją i indywidualizmem. Wiem, że podczas Waszych spotkań decydujecie o
mnie, jednak nigdy nie dopuszczacie mnie do rozmowy. Ale co mi po tej świadomości, jeśli za każdym
razem jestem podatna na Wasze działania? Zaczynam się zachowywać jak wróg
wszystkiego, a Ty wiesz dobrze, że nikt nie lubi przebywać z wrogiem. Wiesz i
wykorzystujesz to. Bo jesteś egoistką.
Udajesz moją przyjaciółkę, krocząc za mną niby cień.
Oszukujesz, dając do zrozumienia, że to jest to, czego pragnę, czego
potrzebuję. Starasz się udowodnić, że ludzie wokół mnie niewarci są mojej
uwagi, że jestem ponad nimi. Czar kłamstwa działa przez jakiś czas, a Ty
karmisz się tym, jak pasożyt, na moim duchu. Ale zawsze wracają wątpliwości. I
wiesz co? Płakałam. Dziś, chwilę po północy po prostu się rozpłakałam. Jestem
nikim i nie istnieję. Na świecie jest niemalże 10 miliardów ludzi. Ale ja nie
jestem ich częścią. Nigdy nie byłam. Nie żyję wraz z nimi, lecz egzystuję obok.
Uśmiecham się i udaję, ba, czasem nawet wierzę, że nie potrzebuję nikogo i
niczego. Ale to nieprawda. To wszystko kłamstwo, które budowałaś we mnie przez
tyle lat. Teraz widzę, że gdy zaczęłaś, byłaś bardzo słaba. Bałaś się i z tego
strachu postanowiłaś zaczerpnąć inspirację – zasiałaś we mnie nienawiść. Tak
długo wmawiałam sobie oraz innym, że nienawidzę ludzi. Że jest to jedyny
gatunek, który napawa mnie pogardą zarówno dla innych, jak i dla siebie.
Mówiłam, że nie obchodzi mnie czyjeś ubóstwo, głód, cierpienie fizyczne oraz
psychiczne. A jednak serce stoi w sprzeczności z tym co mówię. Interesuję się
feminizmem. Widok szkód, które ponoszą ofiary głupiej wojny o władzę czy
pieniądze rozdziera mi serce. Ten chłopak, który sprzedawał dziś pocztówki w
pociągu? Bez wahania złożyłyśmy się z siostrą – były wychowanek domu dziecka potrzebował
tych kilku złotych bardziej, niż my. Tym bardziej, że zbierał właśnie dla tegoż
domu dziecka. Żołnierze w armii? Nawet jeśli bywają jedynie pionkami w gierkach
znudzonych lub żądnych więcej polityków, to tworzą coś znacznie więcej. Wierzą
bardzo głęboko w to, czym się zajmują i myślę, że postępują zgodnie ze swoim
sumieniem – a sumienie prawdę powie. Wszystkie czyny „niesprawiedliwe” lub „niewłaściwe”,
na które czasem ktoś się skarży lub je krytykuje? Zawsze szukam powodu.
Drugiego dna. Zawsze szukam wyjaśnienia. Bo z jednej strony stwierdzam, że
ludzie powinni zniknąć, zaś już po chwili doszukuję się czegoś dobrego. I ja w
środku wiem, które słowa są moją prawdą.
Ty jednak dalej mnie zatruwałaś. Wciąż podsuwałaś mi kolejne
usprawiedliwienia, a ja łykałam je, wierząc, że jest to lek dla mojego
głębokiego, choć po latach otępiałego już bólu. Ale to jakby łykać syrop na
kaszel w celu wyleczenia dolegliwości żołądkowych. Nie dość, że nie zadziała,
to pogorszy, a im gorzej, tym bliżej do coraz groźniejszych konsekwencji. Ale
tak jak wiele środków – uzależniłaś mnie od siebie. Choćbym miała mocne
postanowienie zmiany tego stanu rzeczy, tchórzę za każdym razem i wracam do
Ciebie na klęczkach. Wystarczy, że (w zależności od sytuacji) pode kreślisz moje
wady, czyniąc ze mnie osobę antyspołeczną, nakreślisz czyjeś wady, podsycając
tym samym moją arogancję, albo przestraszysz mnie wizją wykluczenia. Wiesz, że
w takich momentach masz mnie w garści. I nie potrafię się od Ciebie uwolnić,
pełna strachu przed sobą oraz innymi. Pozujesz jako mój rycerz w lśniącej zbroi,
podczas gdy jesteś tylko aktorem: w świetle reflektorów raz odgrywasz rolę
Świętego Spokoju, po czasie zrzucasz jego szaty i udajesz Zmęczenie Tłumem, to
znowu nakładasz maskę Złych Wspomnień. Wiesz, że czasem rzeczywiście dołączają do mnie te postaci i korzystając z tej świadomości, hiperbolizujesz ich charaktery. Lecz dlaczego Ty stoisz na mojej scenie?
Jak długo już odgrywasz swój monodram? Siedzę jak sierota w fotelu na widowni,
osnuta ciemnością. Choć bardzo chciałabym wstać i zrzucić Cię z niej, to siedzę,
zahipnotyzowana kolejnymi kuszącymi uzasadnieniami przerażenia i nienawiści,
jakie pielęgnujesz w moim sercu. Jestem tym zmęczona.
Ale miej na uwadze jedno: to nie potrwa długo. Przyjdzie
dzień, w którym wypowiem Ci wojnę. Będę wtedy wystarczająco silna, by ją
wygrać. Czuję, że już samo to oświadczenie zaczyna Cię osłabiać. To dobrze.
Czas zostawić hipokryzję za sobą: nie mogę ukrywać się pod grubymi murami,
jeśli chcę, by ktoś mnie zauważył i zrozumiał. Nie mogę płakać nad bezludnym
losem, wyrażając za moment pogardę dla świata. Będę miała momenty słabości, ale
nie poddam się. Nie mogę. Za około dwa lata zapewne wyjadę stąd i już nigdy nie
zapanujesz nade mną w tak bardzo, jak teraz. Nie pokierujesz więcej moją
opinią. Twój strach jest słuszny.
Szykuj się,
A.
__________________________________________________________________
No i stało się - upubliczniłam swoją teraźniejszość. Zwykle mówię o przeszłości, rzadko kiedy o tym, co aktualnie się ze mną dzieje. Bo i po co? - myślałam. Długo niczego nie pisałam, choć przez głowę przewinęło mi się tak wiele pomysłów... Zawsze jednak miałam jakieś "ale", a każde takie "ale" nie było tak naprawdę lenistwem, jak do tej pory sobie wmawiałam. Prawda jest taka, że mam ostatnio wiele mrocznych myśli i jest mi okropnie trudno dać coś z siebie. Mam bardzo dużo, pewnie o niebo za dużo, niż do życia konieczne, a jednak wciąż za czymś gonię. Nie czuję się w pełni szczęśliwa, a czasem zwyczajnie nieszczęśliwa. Wiele rzeczy siedzi w środku mnie od długiego czasu i coraz częściej czuję, że sobie z tym nie radzę. Stąd ten post - muszę się skupić na tym, co się we mnie dzieje, zbadać każdy zakamarek i wyeliminować wadliwe elementy z życia. Gdy zaczynałam przygodę z blogiem, wychodziłam z założenia, że piszę dla siebie i tylko dla siebie, ponieważ jest to czynność, która sprawia mi przyjemność. Z drugiej strony mam kilka postów, w których czyhają na czytelników jakieś rady i złote myśli, do których nie potrafię się zastosować, co czyni mnie totalnie niewiarygodną osobą. Nie potrafię stwierdzić, jak często będę pisać w najbliższej przyszłości (tj. w przeciągu kolejnych dwóch lat), dlatego przepraszam wszystkich, którzy liczyli/liczą na zwiększoną częstotliwość publikowania przeze mnie notek (w szczególności Fmo). Zanim będę leczyć świat, muszę najpierw wyleczyć siebie. Chociaż miałam swoje błyski i dowody siły, to przede mną długa droga... której końca być może nigdy nie będzie mi dane osiągnąć. Podejrzewam, że znam powód takiego stanu rzeczy, ale póki co nie jest on potwierdzony, toteż nie będę się tu w niego zagłębiać. Pozdrawiam wszystkich, którzy w strachu narzucają sobie samotność.