wtorek, 27 maja 2014

Od wszystkich do mnie.

Ostatnio tak sobie myślałam nad zmianami które w nas zachodzą .Nasze upodobania, preferencje.
Pamiętam jak kiedyś nosiłam trampki - luźno rozwiązane a w nich spodnie. Teraz jak od czasu do czasu nosze trampki to mocno zawiązane a spodnie na wierzchu - bo tak mi się podoba . Kiedyś lubiłam korowe ciuchy , nosiłam opaski na głowie,bandamki ,związywałam włosy w kucyk . W lato chodziłam w krótkich spodenkach i japonkach .Mój styl zmienił się radykalnie.Nie którym to się nie podoba ,ale jakoś szczególnie nie zwracam ta no uwagi ... Noszę to co mi się podoba. Nauczyłam się to ignorować , nauczyłam się innych nie oceniać po wyglądzie , tego czego słucha tylko po tym jak się zachowuje - bo to jest najważniejsze. Nie obrażam stylu innych ,ich ulubionych wykonawców . Kiedy ktoś śpiewa jedną z moich ulubionych piosenek i śmieje się z jej "głupiego" tekstu bo dla niego nie ma sensu ani przesłania po prostu milczę .Nie odgrywam się na nim. Nie wyśmiewam jego piosenek czy ubioru ! Do pewnego czasu to robiłam ..jak chyba każdy ,ale mi to już minęło a innym niestety nie.Jestem otwarta na nowe utwory, bo wiele z nich podesłane przez znajomych spodobały mi się .Ubieram się teraz"ciężko"(jak to niektórzy określają) czarne spodnie,koszulki,glany,nowe kolczyki,łańcuchy,ćwieki itp. Lubie to. Słucham różnej muzyki nie koniecznie pasującej do mojego stylu . Jak mnie ktoś pyta jaki mam styl/jak się charakteryzuje - czy to metal czy punk, goth ? Kiedyś nie wiedziałam co odpowiedzieć bo tak na prawdę ubieram się jak chcę-nie miałam wyznaczonego celu do jakiego dążyłam . Teraz na pytanie "Kim jesteś?" odpowiadam "Jestem sobą " Bo jestem ! I w sumie dobrze mi tym :) Jak na razie nic nie chce w sobie zmieniać .

Miałam napisać o tym jak ludzie się zmieniają a większość napisałam o sobie.To była własnie taka zmiana!:)

Dzięki że dotarliście do końca wylewania moich myśli o samej sobie . Myślę że jeżeli jesteście osobami śmiejącymi się z innych bo coś wam się w nich nie podoba ... to przestańcie.Proszę ..tak dla mnie !

Dobranoc.

poniedziałek, 26 maja 2014

Poważny dorosły? Dziękuję, postoję

Czytałam wczoraj "Małego Księcia". Co prawda niezupełnie z własnej woli (to moja lektura szkolna), ale jednak z przyjemnością. Wyjątkowo mnie poruszyła. Urzekł mnie język, jakim została napisana, rysunki autora, możliwość przystopowania i pomyślenia o tym, co właśnie zostało mi przekazane. Cały czas miałam wrażenie, że pan de Saint-Exupery pisząc swój utwór wcielał się w rolę tytułowego bohatera. Cóż, sprawdziło się ono, kiedy otworzyłam kolejno strony na Wikipedii: najpierw o autorze, a następnie o baśni/powieści (nie wiem, do jakiej kategorii to przypisać - przypuszczam, że tego dowiem się na lekcjach). Antoine de Saint-Exupery nie przedstawił siebie jednak tylko jako Księcia, ale również jako pilota zepsutego samolotu. I tak oto prowadził ze sobą dialog: ówczesny, dorosły człowiek, razem z jego wewnętrznym dzieckiem i wspomnieniami, z których wypływają pewne uniwersalne nauki. Spodobało mi się, jak przedstawił dorosłych - widzących cyfry, pieniądze i bogactwo, grających w golfa i rozmawiających na "poważne" tematy (gdyż są to przecież ludzie "poważni") sklerotyków, którzy zapomnieli o istnieniu wyobraźni, o pięknie prostych rzeczy, intuicji czy najzwyklejszej zabawie, radości. Bo jakże dorosły mógłby się czymś takim zajmować? Ludzie poważni liczą, kupują, sprzedają, oszczędzają, zawierają transakcje i dobrze wyglądają. Dorośli ludzie nie mają czasu biegać, nie kierują się sercem, ani nie wierzą w żadne bzdety, jak wyobraźnia. Ich celem jest pracować, zarabiać, wzbogacać się i wydawać pieniądze, a lenistwo i inne słabości okazywać w swoim, jednoosobowym towarzystwie. Ale najbardziej chcą posiadać - w końcu posiadać znaczy być w dobrej sytuacji finansowej. I wiecie, co? Do wczoraj sama stawałam się takim dorosłym. Stawałam się robotem, który musi mieć, by poprawnie funkcjonować. Kreaturą, która piękno widzi w cenie (i odwrotnie). Wiadomo, każdy chce się czasem pochwalić, że ma coś lepsze, ładniejsze, szybsze, większe, itd. Jest to cecha bardzo ludzka i według mnie niekoniecznie oznacza przechwalstwo. Ale czy to się nie stało powszechne? Kupujemy najnowsze modele sprzętów elektronicznych, ubrania, które są "modne", zestawiając je ze sobą w taki sposób, jaki często pojawia się na modelkach czy celebrytach z okładki, biżuterię, którą mają znajomi, buty aktualnie znajdujące się na topie list trendów, itp., itd. I ja nie twierdzę, że jest to grzech, coś niewłaściwego i że w ogóle najlepiej, to żeby tego wszystkiego nie było. To normalne. Nie mamy przecież jakiegoś znowu wielkiego wyboru: śmiało się wręcz posunę do stwierdzenia, że jeśli weźmiemy pod lupę sieciówki (typu H&M, Reserved czy inna Bershka), to w wielu z nich znajduje się bardzo wiele podobnych (czasem dosłownie identycznych) ubrań. To samo z butami oraz biżuterią. Nie jest to dziwne, bo na takie rzeczy aktualnie jest popyt, więc są one produkowane na dużą skalę. Ale problem nie leży wcale w produktach. On mieszka w Nas. Po prostu brak nam wyobraźni. Tracimy ją w momencie pójścia do szkoły. Nie odbywa się to w ciągu jednego dnia - trwa to latami. Latami uczymy się, że wyobraźnia nie przyda nam się w życiu: musimy znać podstawy nauk ścisłych i zasady gramatyki. Na plastyce nie istnieje pojęcie sztuki: wykonujemy tylko polecenie nauczyciela. Nie wolno wyjść za linię, bo to błąd. Nie należy interpretować tekstów wedle własnych przemyśleń na sprawdzianach i egzaminach języka polskiego - musimy pisać tak, jak jest w kluczu. Przecież to naturalne, że nauczyciel wie, co miał na myśli autor, żyjący w innych czasach, na długo przed narodzinami wszystkich uczestników lekcji. Grzechem jest wypowiadanie głośno swoich poglądów na temat Jezusa, Boga, przykazań i istoty religii. Przecież księża i nauczyciele doskonale znają plan Boży oraz sens przykazań. Przecież prowadzili pogawędkę z Bogiem przy herbatce o 17.00, a ten z radością im wszystko opowiedział. Nigdy też nie prowadź zeszytu w szkole, tak, jak Ci się podoba. Zeszyt nie należy do ucznia, ale jest przeznaczony nauczycielowi, aby mógł go sobie pooglądać i wstawić ocenę, za to, że litera "a" jest napisana krzywo, "p" inaczej, niż w podręczniku, a przecinek w złym miejscu. W ogóle wszystko, co inne, jest złe. Trzeba to tępić. Bo wszyscy powinniśmy być "poważnymi"dorosłymi, którzy dobrze się prezentują. I do wczoraj sama tak myślałam. Fakt, jestem dosyć wyalienowana w tłumie, mam już poglądy na pewne tematy, własny tok myślenia, zasady i nierzadko styl. Ale coraz częściej zaczęłam ulegać idei "idealnego robota". Jestem kreatywna i często reaguję intuicyjnie. Nie zostawiam jednak rozsądku i rozumu na pastwę losu: oni również są moimi nieodłącznymi towarzyszami. Lecz mimo faktu, że w jakiś sposób się wyróżniam, to zwracam coraz większą uwagę na modne/lepsze/ładniejsze/droższe/bardziej błyszczące. Dlaczego? Czy to ważne? Czy skoro trzy koleżanki mają, co prawda ładne, ale właściwie takie same sukienki, to ja muszę mieć taką samą? Czy jeśli 30% osób w szkole posiada słuchawki za 700 złotych, to muszę mieć identyczne? Przecież nie noszę sukienek, więc nie musi mi zajmować wieszaka. Przecież mam sprawne i bardzo dobre słuchawki, które może nie robią takiego wrażenia, jak te drogie, ale dobrze spełniają swoją rolę. Mam masę innych ładnych rzeczy, niektóre posiadane również przez innych, a niektóre jedyne w swoim rodzaju. Dlaczego więc chcę nowe? Co mi da fakt, że je mam? Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ale czy mając modne rzeczy muszę być taka jak inni? I tu nareszcie zadowalająca mnie odpowiedź: nie! To zależy tylko ode mnie. Mogę się ubrać tak samo, jak wszystkie dziewczyny ze szkoły, których marzeniem jest wyglądać tak samo, albo użyć wyobraźni. Nie chować jej, jak mi nakazują. Wyjść zasadom naprzeciw i powiedzieć: jestem sobą i nic nie możecie z tym zrobić. I tu zaczyna się paradoks. Bo wedle świata dorosłych powinniśmy być poważni. Czy większość nastolatków nie dąży do dorosłości? Czy nie chcemy być traktowani jak dorośli? Czy nie próbujemy zachowywać się jak oni (cóż, z marnym skutkiem, ale jednak)? A na czym polega dorosłość? <werble> Na zasadach! Dorośli mają tabu, nie mówią o pewnych rzeczach głośno, tłamszą swoje potrzeby, kreatywność, a intuicja uruchamia się chyba tylko w sytuacjach dotyczących  (dosłownie!) życia lub śmierci. Poza tym, zasady brzmią poważnie. Jeśli coś brzmi poważnie, to musi być dorosłe prawda? Kawa. Wiadomości. Dom. Samochód. Papieros. Sama się z resztą na tym przyłapałam dosłownie przedwczoraj. Urodziny babci, gospodarze pytają, czego do picia chcą goście. W końcu nadeszła moja kolej na odpowiedź. Kawa. Nie poprosiłam o kawę z powodu powagi, ale dlatego, że lubię ten napój. Potem ktoś zaczął prawić komentarze na ten temat. Oj, zdenerwowałam się. Odparowałam, że jestem dorosła, chcę być traktowana poważnie i nikomu nic do tego. Szczerze mówiąc, z jakiegoś powodu zrobiło mi się wstyd po tych słowach. Siedziałam i rozmyślałam nad tym, co powiedziałam. Czułam się dziwnie, było mi "niewygodnie umysłowo" . Po powrocie do domu przeczytałam "Małego Księcia". I dopiero wtedy zrobiło mi się prawdziwie głupio. Zdałam sobie sprawę, jak absurdalnie musiały zabrzmieć moje słowa. Wyobraźcie sobie piętnastolatkę z kolczykiem w brwi, która mówi, że jest dorosła i poważna i dlatego pije kawę. Nie dość, że kompletnie mija się z prawdą, to jeszcze wygląda komicznie. Nie chcę być wydrążoną skarbonką, której celem są pieniądze i wysokie liczby (byle nie długów). Nie chcę być marionetką, która wiernie, nie, naiwnie wierzy w każdą przedstawioną tezę. Nie chcę być i wyglądać jak wszyscy. Skoro ja = ja, to dlaczego nagle ma być ja = inni? Będę miała cele, ale takie, które mnie uszczęśliwią. Będę posiadała to, czego ja chcę, a nie to, czego inni oczekują, że będę posiadać. Będę ubierała się tak, jak mi wygodnie i ładnie, a nie tak, jak innym wygodnie i ładnie. Nie pozwolę, by ktoś mnie stłamsił. Nie pozwolę, by ktoś odebrał mi kreatywność, wmówił, że intuicja jest niepotrzebna, a mój tok myślenia niepoprawny. Nie pozwolę na to, by ktokolwiek narzucił mi bezpodstawne zasady albo zaszufladkował. I co najważniejsze, będę myślącym dorosłym, a nie "poważnym" dorosłym. Pokażę komu się da, że jest to ciekawsze i ułatwia życie. A osoby uważające podobnie postaram się nakłonić do tego, aby mi pomogły. Mam nadzieję, że znajdę je wśród dzieci, młodzieży, jak i osób po 18/21 roku życia.

Czytelniku, gratuluję po stokroć, jeśli dotrwałeś do końca. Nie jestem pewna, czy ma to dla Ciebie jakiś sens. Kiedy piszę, cały czas przychodzą do mojej głowy nowe myśli i wnioski, czasem więc początek może odbiegać od końca, albo ze szczegółu, który w założeniu miał być rzucony mimochodem zrobić główny temat posta. Ba, może nierzadko zdarzy się, że napiszę coś, a kilka zdań później sama sobie zaprzeczę. W takiej sytuacji nie zamierzam edytować swoich słów. Posty takie, jak powyższy są czymś w rodzaju rozmowy samej ze sobą. Tak, jakbym rozmawiała z kolegą: czasem się z nim zgodzę, a czasem nie. Tak samo zachowują się myśli. A dlaczego to w ogóle publikuję? Ponieważ mimo, że są to moje wewnętrzne rozważania na pewien temat, to czuję, że chcę się z nimi podzielić ze światem. Fajnie byłoby, gdyby, ktoś z Was zostawił opinię na ten temat: wyraził, dlaczego się zgadza lub też nie. Jeśli mogę tylko prosić, róbcie to w sposób kulturalny, bo z doświadczenia wiem, że więcej można w ten sposób zdziałać ;)

Przepraszam też wszystkich, którzy jednak są mocno przywiązani do religii katolickiej i wierzą w słowa księdza i katechetek. Jeśli wewnętrznie się zgadzacie z przekazywaną Wam wiedzą i rozumiecie, o czym w ogóle mowa, to dobrze. Nikt nie powinien mieć z tym problemu. Jednak jeśli jest w Was zasiane ziarno wątpliwości, to zdradzę Wam tajemnicę: papier i internet nie gryzą. Można śmiało wziąć Biblię w ręce i samemu dojść, co dla nas właściwie oznaczają jej treści ;)

I jeszcze małe "ale" dotyczące zasad: nie uważam, że powinien panować nieład i w ogóle anarchia na skalę światową. Oczywiście, jakiś porządek powinien istnieć, ale czasem warto pomyśleć przez chwilę w stylu oświecenia i zastanowić się, czy reguła taka i siaka rzeczywiście wnosi coś sensownego do życia.

niedziela, 25 maja 2014

32 dni

Własnie malowałam paznokcie ,przez 3,5 godziny . Normalnie zajmuje mi to chwilę czasu a tu klops. Ciągle o coś zahaczałam, do tego lakier nagle zgęstniał i źle się malowało... czekam teraz aż wyschną próbując nie zahaczyć tymi długimi pazurami o klawiaturę ... zaraz się zdenerwuje ...Obok powiewa wiatrak ,co chwile podstawiam do niego paznokcie - może to coś da. Blok na przeciwko który widzę z okna a od niego odbijające się słońce świeci mi po oczach . Cholera !jak zasłonie roletę będzie mi za ciemno- sztucznego światła z lampy nie lubię. Na dworze ganiające bachory, obok szumiący wiatrach , szczekający pies , i stukot klawiatury . Czego chcieć po prostu więcej .... -.- Jutro poniedziałek ... to źle ale też dobrze . Zbliżamy się tym sposobem do końca roku szkolnego za czym idzie początek wakacji i wyjazd na koniec polski ! Jupi ! Jeszcze 32 dni . To mało, ale dużo. Prawie koniec.. na reszcie ! Jeszcze popoprawiać kilka ocen i będzie dobrze.. myślę . Miłego dnia . 

sobota, 24 maja 2014

Czy relacje mogą być nieokreślone?

Przysnęło mi się troszeczkę, fakt. Ale żeby zaraz mnie tak drastycznie budzić? Akurat zaczęło mi się coś śnić, ale cóż... Mówi się trudno. To już któryś weekend z rzędu, kiedy to Fmo korzysta z oferty mojego pokoju (która według mnie nie jest jakaś znowu strasznie rozbudowana, ale jej najwyraźniej wystarcza ;)). Jaki pokręcony dzień dziś miałam, to głowa mała (przynajmniej z mojej perspektywy). Na dziewiątą trening, który w założeniu miał trwać dwie godziny, został skrócony o pół, a w efekcie odebrane zostało dodatkowe piętnaście minut. Z jednej strony słabo, bo układ wymaga treningu (tym bardziej, że pokazy i zawody już tuż-tuż), jednak na sali panowała duchota powołująca do życia jedynie instynkty samobójcze. Następnie odwiedziłam dwa przystanki autobusowe, które (jak to zwykle bywa w weekendy) nie miały żadnych sensownych połączeń - nie dość, że odległe w czasie, to jeszcze jedynie do centrum, a babcia mieszka na obrzeżach miasta i jakoś nie miałam ochoty iść z buta. Poszłam więc do marketu, gdzie kupiłam sobie batona i sok gruszkowy. Później skierowałam się w stronę najprzyjaźniej wyglądającej ławki (wierzcie lub nie, ale ławki dzielą się na wprost idealne do siedzenia, oraz takie, od których lepiej trzymać się z daleka - no dobra, tylko ja je tak dzielę, ale to nie jest temat na dziś) jedząc chwilę wcześniej kupionego batonika. Kiedy mój spocony, bolący i wymęczony zadek spoczął na zielonych deskach, wyciągnęłam z torby czytaną od paru tygodni książkę (od jakiegoś czasu nie mam ochoty czytać), powieść humorystyczną, przeznaczoną raczej dla osób dojrzałych z uwagi na liczne wulgaryzmy, podteksty erotyczne oraz pojawiające się gdzieniegdzie uwagi z lekka rasistowskie (chociaż nie sądzę, by miały one na celu kogokolwiek obrażać, są one oparte w szczególności na stereotypach dotyczących różnych nacji i raczej mają rozśmieszać niż bulwersować). I tak mijały mi kolejne rozdziały, kiedy nagle książka zaczęła mi rozmakać. Deszczem bym tego co prawda nie nazwała, ale i tak utrudniało czytanie. Schowałam moje „czytadełko”, kiedy nagle zadzwoniła Fmo (w odpowiedzi na moje wcześniejsze SMSy, które wysłałam jej 1,5 godziny wcześniej) i wspólnie ustaliłyśmy, że po mnie wyjdzie, jako że to na jej osiedlu znajdowała się okupowana przeze mnie ławka. Wstąpiłyśmy na chwilę do niej, ale ona stwierdziła, że jej gorąco. Poczłapałyśmy potem pod market (wyżej już wspomniany), by usiąść na donicy. Pech chciał, że niefortunnie usadowiłam tyłek na gumie do żucia, w dodatku na moich ulubionych spodniach treningowych. Ale póki Fmo była ze mną, jakoś nie panikowałam. Gdzieś obok przeszedł jej brat, którego z początku nie poznałam, ale był zadziwiająco podobny do mojej kompanki (choć ona by się ze mną spierała w tej kwestii). Wreszcie z pracy przyjechali moi rodzice, którzy po moich błaganiach zabrali nas do domu. Początkowy plan zakładał, że zjemy obiad w pizzerii, ale wstyd mi nie pozwalał :P Tak spędziłyśmy resztę dnia w moim pokoju z laptopem, pizzą mrożoną (również z marketu) oraz tabliczkami czekolady (jak wcześniej). Niby nic nie robiłyśmy, a jednak uwielbiam takie dni, ja i osoba, z którą bez problemu się dogaduję. A różnimy się między sobą zarówno w wyglądzie jak i charakterze. Nawet zainteresowania mamy odmienne. Może na tym polega dopełnianie się osobowości, harmonia, itp.? Może właśnie tak, ale myślę, że łączy nas wzajemne zaufanie. Czy jesteśmy przyjaciółkami? Rany, to jedno z tych pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć. Nie chcę nikomu niczego narzucać. W moich oczach relacja między nami jest nieokreślona, ale jednocześnie silna. Ja ją motywuję do wielu rzeczy, ona pokazuje mi, że ludzie nie gryzą i można się przed nimi otworzyć. Dlatego lubię z nią przebywać. Takie po prostu tu i teraz. A obecnie? Ona, w oczekiwaniu na tę notkę poszła tworzyć przy "trupim" świetle mojej biurkowej lampki, a ja jestem szczęśliwa. A teraz wybieram się klepnąć ją w tyłek (zemsta jest słodka!).