piątek, 18 września 2015

Jak bardzo rzeczywista jest postać czarodzieja? O zaklęciach słów kilka

Parę dni temu, gdy stałam na korytarzu przysłuchując się rozmowie znajomych, w ucho wpadło mi stwierdzenie mojego mocno wierzącego kolegi (katolik) na temat Harrego Pottera. Wszyscy wiemy, jakie jest podejście bardzo religijnych osób w stosunku do tej powieści. Szczęśliwie kolega nie tylko Pismo Święte czyta, ale również je interpretuje i stara się rozważać interpretacje innych, co skutkuje zwyczajnym zrozumieniem zawartych w Księdze tekstów (chociaż mimo tego niekoniecznie się dogadujemy w tym temacie). Otóż powiedział, że nie ma nic złego w czytaniu HP, o ile nie będziemy wierzyć, że słowa mają jakąkolwiek moc sprawczą, ani nie będziemy w żadnym kontekście obdarzać innych żadną Avadą Kedavrą, ponieważ to mniej więcej to samo, co życzenie śmierci. Muszę przyznać, że to wyjątkowo rozsądne podejście, ALE... czy rzeczywiście słowa nie mają mocy sprawczej?
W mojej opinii mowa czy pismo są swoistym połączeniem zaklęć, możliwością przywoływania lub oddalania sytuacji występujących w naszym życiu. Jedno zdanie, a czasem wręcz sam tylko wyraz, potrafi poprawić lub zepsuć komuś humor na resztę dnia. Zawsze powtarzam, że słowa posiadają ogromną siłę i należy posługiwać się nimi rozważnie, bo wbrew pozorom to one ranią najbardziej. Potrafią zmienić rzeczywistość w oczach drugiej osoby nie tylko na pewien czas, lecz także na całe życie. W szczególności osoby o niskiej samoocenie są podatne na ich działanie. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, co powodują stwierdzenia "jesteś gruba/y, głupi(a), brzydki/a, nie masz gustu i nikt cię nie lubi". Mimo początkowego oburzenia zawsze gdzieś trafia nam to do podświadomości. Potem przychodzimy do domu, patrzymy w lustro i widzimy całkowicie negatywny obraz siebie, choć wcześniej to podejście mogło być zupełnie inne (albo przynajmniej mniej niszczące). Analogicznie potrafią zadziałać słowa pozytywne. Zawsze czuję się miło słysząc "masz ładne oczy", "jakie cudowne włosy" czy "jesteś tak inteligentna!" (nie wiem ile w tym prawdy, ale uczę się wierzyć w szczerość komplementów ;P). Chyba każdy zna takie wewnętrzne ciepło, które wypełnia ciało w momencie zdania sobie sprawy, że ktoś docenia albo komuś się podoba jakiś fragment nas, czy to fizyczny, czy charakteru. Nagle to, że rano spaliliśmy jajecznicę, stłukliśmy kubek i wylaliśmy kawę na spodnie schodzi na drugi plan. Przecież ewidentnie nie ma na to zjawisko trafniejszej nazwy niż zaklęcie. Czar. To działa niczym manipulacja, jest jak konstruowanie nowej rzeczywistości lub zmienianie panującej oraz jej wzmacnianie. Przywoływanie uśmiechu lub łez, dobra lub zła, sympatii lub niechęci (i całej gamy innych możliwości). 
Jednakże dlaczego słowa negatywne potrafią czynić więcej szkód, niż pozytywne szczęścia? Co powoduje, że wszelkie wypowiedziane przykrości działają na nas ze zdwojoną siłą? Cóż, chociaż psychologiem nie jestem, to mogę się założyć, że swój udział w tym mają dążenie do wykreowanego przez każdą jednostkę ideału człowieka oraz potrzeba bycia częścią jakiejś społeczności. Osoba wyszydzana z jakiegokolwiek powodu (uzasadnionego lub nie), poza naturalną świadomością, że zawsze coś może być lepsze/piękniejsze/grubsze/szczuplejsze/krótsze/dłuższe/etc., żyje w przekonaniu, iż nigdy do podziwianych wartości się nawet nie zbliży, a otoczenie ją odrzuci. Myśli destrukcyjne mogą być wywoływane prze grupę ludzi, ale również przez pojedynczego człowieka. Jest to wyjątkowo toksyczna zależność, szczególnie w przypadku (bardzo częstym zresztą), kiedy ów człowiek jest powszechnie lubiany i chętnie obdarza "promieniem swojej wspaniałości" wszystkich poza tą jedną, małą osóbką, która nie znając swojej wartości, zdana jest na kształtowanie jej poprzez opinie innych. Motyw ten chyba najczęściej zdarza się wśród dzieci i młodzieży, co potęguje postrzeganie własnego "ja" w sposób negatywny. Skutkuje to niską samooceną, która powoduje większą wiarę w słowa przykre, niż podnoszące na duchu. Sto osób może nam później powtórzyć, jaki mamy ciekawy i piękny kolor oczu, ale uwierzymy tej jednej, która stwierdzi, że jest on (uwaga, cytuję!) "sraczkowaty".
A co z osobami, które są pewne siebie i większość zaklęć (zwłaszcza negatywnych) nie robi na nich wrażenia? One też są, wbrew pozorom, pod wpływem magii słów. Zaklęcia można rzucać nie tylko na innych. Możemy ich używać na sobie. Jeśli przez długi czas, każdego dnia będziemy patrzeć na swoje odbicie w lustrze i powtarzać "jestem piękny/a" - tacy się staniemy (i z dużym prawdopodobieństwem nie tylko we własnym mniemaniu). Tak samo jest z cechami. Możemy je sobie "wyczarowywać", a po minięciu pewnego okresu staną się częścią naszej osobowości, ponieważ podświadomie będziemy się do nich dopasowywać.
Cały temat nie kończy się jednak na odniesieniach do ludzi. Przedmioty w równym stopniu mogą być celem zaklęcia. Czy to nie słowa sprawiają, że dana rzecz jest dla nas ważniejsza niż inne? Dajmy na to książkę z dedykacją od ważnej dla nas osoby - zawsze będzie ona bardziej specjalna od pozostałych w kolekcji (zakładając, że jakaś istnieje), ponieważ wywołuje specjalne skojarzenie związane z zawartą w środku dedykacją. Podobnie działają liściki w kwiatach czy specjalnie nagrana płyta, a nawet wyjątkowe życzenia złożone podczas wręczania prezentu. Niestety, równowaga świata wymaga, aby możliwość czarowania rzeczy działała w obie strony, co powoduje wstyd przed przyznaniem się do słuchania muzyki danego gatunku, używania kosmetyków czy noszenia rzeczy marki takiej a siakiej lub posiadania konsoli jakiejś firmy, "bo to głupie" (w dużym uproszczeniu rzecz ujmując).
Wszystko, co opisałam powyżej, ma znaczący wpływ na nasze życie. Ludzie uwielbiają nazywać, oceniać, opisywać komentować... W ostateczności wszystko sprowadza się do słów. Każde jedno stwierdzenie może przybliżyć kogoś albo nas samych do szczęścia, jak i niechęci do życia. Nie mamy różdżek, które po wypowiedzeniu wyuczonego wierszyka wypuszczają kolorowe światełka kreujące jednookiego kota z trzema ogonami czy powodujące zanik pamięci. Ale mamy słowa. To one odpowiedzialne są za magię wokół. To nimi tworzymy otaczającą nas i innych rzeczywistość. Dlatego, czarodzieju, miej baczenie na zaklęcia, które wypowiadasz. 

czwartek, 17 września 2015

Fmo_Art

Cześć.
Dawno mnie tu nie było ale powróciłam! W tej notce chciałabym trochę napisać o mojej radosnej twórczości i pokazać trochę moich prac. Właśnie zaczęłam czwarty rok nauki w szkole plastycznej. Przebrnęłam trzy lata gimnazjum. Teraz czas na kolejne trzy lata liceum. Z dodatkowych przedmiotów mam: rysunek i malarstwo, rzeźba, reklama wizualna, fotografia, historia sztuki, podstawy projektowania i cudowny język sztuki czyli francuski (którego tak naprawdę serdecznie nienawidzę). Z powodu tylu przedmiotów (oczywiście artystyczne + te które są w normalnych szkołach) siedzę w szkole do 16.00.

Może na początek powiem o tym, że najchętniej rysuje komiksy, wymyślam swoje postacie (których jest już całkiem dużo…). Nie czuję się za dobrze w malowaniu pejzaży czy innych realistycznych rzeczy. No może pomijając szkice architektury.
Było wiele postaci. Chciałam znaleźć tą JEDYNĄ którą by mi się najlepiej rysowało.
Powstało bardzo dużo postaci. Większość z nich nie miało jednak określonych imion.

Jakiś czas temu wkręciłam się w rysowanie kredkami. W tym momencie część kredek z których korzystam (KOH-I-NOOR Mondeluz) są na wykończeniu. 









Potem przekonałam się do użycia wody (jako iż są to kredki akwarelowe…) 
Zakupiłam także farbki akwarelowe (najtańsze z możliwych) które bardzo mi się spodobały i długi czas nimi malowałam. 
















A teraz kilka prac farbami. Dużo prac jest malowana na styl „galaxy”. Uwielbiam malować ten motyw! Połączenie kolorów, ciapanie tą farbą i zero reguły na plamy.
Między innymi kawałek mojej ściany jest zrobiony na ten właśnie wzór.








Szkice które można zobaczyć poniżej są robione na potrzeby szkoły. Co tydzień musimy wykonać 10 szkiców. Na wakacjach mieliśmy do wykonania 30 prac. Nie zrobiłam wszystkich z listy ale dodałam kilka swoich prac komiksowych.










Powstały także rysunki promujące naszego bloga. 









 




Oczywiście nie mogę pominąć promarkerów. Kiedyś przeglądając internet natknęłam się na pracę wykonaną właśnie nimi. Zaczęłam szukać, dowiadywać się aż pewnego dnia wybrałam się do sklepu plastycznego w moim mieście. Ukazała się przede mną cała sterta tych oto markerów. Ze względu na to, że są dość drogie (ok. 10-15zł za sztukę - oczywiście zależy gdzie) kupiłam tylko dwa. Były to odcienie jasnej skóry. Rysowałam nimi wyłącznie twarze. Jeden mi się wykończył dość szybko czym nie byłam zbytnio zachwycona…
Ale co jakiś czas dokupywałam nowe i tak powstały między innymi te prace:




































A tutaj trochę innych rysunków.







 Jedyne nad czym ubolewam to, że nie umiem rysować mangowych postaci. Raz na jakiś czas mi wyjdzie z głowy a tak to muszę się posiłkować moimi komiksami lub rysunkami w internecie. Ciągle próbuje. Może mi kiedyś wyjdzie? 


Bardzo bym chciała kiedyś rysować ilustracje do książek. Byłaby to praca z której byłabym najbardziej zadowolona. Oczywiście drugim „marzeniem” jest rysowanie komiksów.

No i na koniec chciałabym dodać, że ostatnio powstała nowa postać. Jest nią Detektyw Rolf. Narysowałam go zupełnie przypadkiem ale strasznie mi się spodobał. Ma bardzo mało szczegółów dzięki czemu narysowanie go nie zabiera dużo czasu. Muszę jeszcze popracować nad jego spodniami i butami bo ciągle wychodzą mi inne (szczególnie buty). Ale jak na razie Rolfa nie opuszczam. Ciągle go rysuje. Na przykład na tablicy przed lekcjami albo po prostu na kartkach. Powstały już dwa pierwsze komiksy o nim. Są one bardzo krótkie. Przedstawiają to jaką detektywi mają czasami dziwną pracę.




 Dziękuje bardzo za dotrwanie do końca. 
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś napiszę tutaj coś o moich rysunkach bo tak jak nie miałam pomysłu na notkę tak Dizaku mi go podsunęła! Bardzo jej za to dziękuje bo pisało mi się to meeeega przyjemnie : )
Do następnej notki!