piątek, 6 lutego 2015

Tak o niczym.

Jest 31 minut po północy. Brata nie ma w domu. Leże w ciemnym pokoju z zamkniętymi drzwiami, z zaciągniętymi roletami. Tylko światło mojego laptopa. W słuchawkach jedna z ulubionych piosenek. Przed chwilą zaczęłam oglądać film polecony przez znajomą. Jestem w połowie. Zatrzymałam bo...usłyszałam kłótnię moich rodziców. Znów o to samo. Rodzina. Nienawidzę jak się przekrzykują. Nienawidzę jak mówią "co będzie kiedy...". Kiedy ktoś umrze, kiedy komuś zabraknie pieniędzy. Liczę się z tym, że mogą to przeczytać. Bardzo dobrze. Może w końcu dowiedzą się, że zza zamkniętych drzwi wszystko słychać. Przyciszam muzykę. Wsłuchuję się znów. I co? Jak gdyby nigdy nic śmieją się i żartują. Przed chwilą nie wiadomo jakich słów używali...nie mam siły. Śpiewam refren piosenki. Wpada w ucho.
Jestem przeziębiona. Cieknie mi z nosa. Cholera! Nienawidzę kataru. Te wszystkie chusteczki, smarki... fu. Jeszcze to ciągłe kichanie. Co najmniej pięć razy pod rząd.

Boli mnie pod żebrami. Raz z lewej raz prawej. Z lewej częściej i mocniej. Mówiłam rodzicom. Nic z tym nie robią. Widzę, że bardzo ich to interesuje. Nie chcę tu pisać jacy moi rodzice są okropni, niczym się nie przejmują i tak dalej...kocham ich, wiadomo. Ale jest taki moment, że wszystko mnie denerwuje. Wszystko! Nie mówię tylko o rodzicach. Np...jak ktoś bawi się moimi włosami bez pozwolenia. Ciągnie za nie, potem są bardziej poplątane niż były. Super. Nienawidzę jak mój brat je obok i ciamka. Nie znoszę ciamkania, pukania długopisem, przecinania styropianu, pocierania balonów. To skrzypienie i pukanie. Jeny! Jest takie schorzenie. Nazywa się MIZOFONIA. (Jest jednym z rodzajów nadwrażliwości na dźwięki. Chory na mizofonię doznaje silnie negatywnej emocjonalnej reakcji w odpowiedzi na określone odgłosy, szczególnie te wydawane przez innych ludzi, jak np.: głośny oddech, chrapanie, mlaskanie, pociąganie nosem, chrząkanie itp.) Nie wszystko mnie denerwuje. Nie lubię kiedy mój pies piszczy kiedy chce iść na dwór. W końcu z nią idę. Ale nawet kiedy się ubieram to ona piszczy! Doprowadza mnie to do szału.

Jest 47 minut po północy. Kolejna piosenka. Świetna! Mam na sobie dość ciekawe spodnie. Lewa nogawka jest cała czarna a druga w czarno-białe paski. Wiecie co? Moim rodzicom chyba znudziło się śmianie. Teraz dyskutują. Wracam do filmu. Nie wiem po co napisałam tą notkę. Miałam potrzebę podzielenia się z kimś...tak na prawdę niczym. Zjadłabym coś. Ale za siedem minut będzie pierwsza w nocy. Ups. Dobranoc sówki!

1 komentarz:

  1. Przemyślenia nie są złe. Kłotnie - cóż, życie nie jest idealne, więc i bez nich się nie obejdzie... Grunt to żeby szybko się kończyły i nie niosły za sobą żadnych konsekwencji.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękujemy za każdy komentarz i obserwację :)