sobota, 24 maja 2014

Czy relacje mogą być nieokreślone?

Przysnęło mi się troszeczkę, fakt. Ale żeby zaraz mnie tak drastycznie budzić? Akurat zaczęło mi się coś śnić, ale cóż... Mówi się trudno. To już któryś weekend z rzędu, kiedy to Fmo korzysta z oferty mojego pokoju (która według mnie nie jest jakaś znowu strasznie rozbudowana, ale jej najwyraźniej wystarcza ;)). Jaki pokręcony dzień dziś miałam, to głowa mała (przynajmniej z mojej perspektywy). Na dziewiątą trening, który w założeniu miał trwać dwie godziny, został skrócony o pół, a w efekcie odebrane zostało dodatkowe piętnaście minut. Z jednej strony słabo, bo układ wymaga treningu (tym bardziej, że pokazy i zawody już tuż-tuż), jednak na sali panowała duchota powołująca do życia jedynie instynkty samobójcze. Następnie odwiedziłam dwa przystanki autobusowe, które (jak to zwykle bywa w weekendy) nie miały żadnych sensownych połączeń - nie dość, że odległe w czasie, to jeszcze jedynie do centrum, a babcia mieszka na obrzeżach miasta i jakoś nie miałam ochoty iść z buta. Poszłam więc do marketu, gdzie kupiłam sobie batona i sok gruszkowy. Później skierowałam się w stronę najprzyjaźniej wyglądającej ławki (wierzcie lub nie, ale ławki dzielą się na wprost idealne do siedzenia, oraz takie, od których lepiej trzymać się z daleka - no dobra, tylko ja je tak dzielę, ale to nie jest temat na dziś) jedząc chwilę wcześniej kupionego batonika. Kiedy mój spocony, bolący i wymęczony zadek spoczął na zielonych deskach, wyciągnęłam z torby czytaną od paru tygodni książkę (od jakiegoś czasu nie mam ochoty czytać), powieść humorystyczną, przeznaczoną raczej dla osób dojrzałych z uwagi na liczne wulgaryzmy, podteksty erotyczne oraz pojawiające się gdzieniegdzie uwagi z lekka rasistowskie (chociaż nie sądzę, by miały one na celu kogokolwiek obrażać, są one oparte w szczególności na stereotypach dotyczących różnych nacji i raczej mają rozśmieszać niż bulwersować). I tak mijały mi kolejne rozdziały, kiedy nagle książka zaczęła mi rozmakać. Deszczem bym tego co prawda nie nazwała, ale i tak utrudniało czytanie. Schowałam moje „czytadełko”, kiedy nagle zadzwoniła Fmo (w odpowiedzi na moje wcześniejsze SMSy, które wysłałam jej 1,5 godziny wcześniej) i wspólnie ustaliłyśmy, że po mnie wyjdzie, jako że to na jej osiedlu znajdowała się okupowana przeze mnie ławka. Wstąpiłyśmy na chwilę do niej, ale ona stwierdziła, że jej gorąco. Poczłapałyśmy potem pod market (wyżej już wspomniany), by usiąść na donicy. Pech chciał, że niefortunnie usadowiłam tyłek na gumie do żucia, w dodatku na moich ulubionych spodniach treningowych. Ale póki Fmo była ze mną, jakoś nie panikowałam. Gdzieś obok przeszedł jej brat, którego z początku nie poznałam, ale był zadziwiająco podobny do mojej kompanki (choć ona by się ze mną spierała w tej kwestii). Wreszcie z pracy przyjechali moi rodzice, którzy po moich błaganiach zabrali nas do domu. Początkowy plan zakładał, że zjemy obiad w pizzerii, ale wstyd mi nie pozwalał :P Tak spędziłyśmy resztę dnia w moim pokoju z laptopem, pizzą mrożoną (również z marketu) oraz tabliczkami czekolady (jak wcześniej). Niby nic nie robiłyśmy, a jednak uwielbiam takie dni, ja i osoba, z którą bez problemu się dogaduję. A różnimy się między sobą zarówno w wyglądzie jak i charakterze. Nawet zainteresowania mamy odmienne. Może na tym polega dopełnianie się osobowości, harmonia, itp.? Może właśnie tak, ale myślę, że łączy nas wzajemne zaufanie. Czy jesteśmy przyjaciółkami? Rany, to jedno z tych pytań, na które nie potrafię odpowiedzieć. Nie chcę nikomu niczego narzucać. W moich oczach relacja między nami jest nieokreślona, ale jednocześnie silna. Ja ją motywuję do wielu rzeczy, ona pokazuje mi, że ludzie nie gryzą i można się przed nimi otworzyć. Dlatego lubię z nią przebywać. Takie po prostu tu i teraz. A obecnie? Ona, w oczekiwaniu na tę notkę poszła tworzyć przy "trupim" świetle mojej biurkowej lampki, a ja jestem szczęśliwa. A teraz wybieram się klepnąć ją w tyłek (zemsta jest słodka!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękujemy za każdy komentarz i obserwację :)